Jako, że tylko prawda jest ciekawa, to muszę opisać letnią porażkę.
Plan był taki, że jedziemy na działkę znajomej, rozwieszamy hamaki, śpimy a skoro świt wracamy do Warszawy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifsCwBIZEuaSEJbPNeAXPCxG3uqWn3dS50AMCqf0j1xFqcNBWfJcT5AH5Oj-oYgbk0-MDjAFBCa5YNz3mDUGhxSeHfUSeAN4bWLOZD76Co1-LYUR6V4FrR0zRuAb-h1u8GM9NyYZ4Uk6aE/s320/boar-2248412_1280.jpg)
Co było robić, adrenalina wzięła górę i daliśmy w długą na drugą stronę działki, bo droga do furtki odcięta. Szpej został pod drzewami. Świnia co prawda nie atakowała, tylko takim truchtem podbiegała, ale co ja się znam na dzikach - nie mam pojęcia nic a nic.
Świnia po kilku chwilach wycofała się z małymi w krzaki, jeden kolega odważniejszy podkradł się do rzeczy i zaczął zwijać, po chwili do niego dołączyliśmy i jak niepyszni chyłkiem opuściliśmy miejscówę, a wieczór skończył się na piciu na kwadracie kumpla.
Także śmiechu było co niemiara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz