Wrześniowa pogoda nas rozpieszczała, więc korzystałem i kontynuowałem Warszawską Obwodnicę Turystyczną. Dwie soboty pod rząd, ale krótkie odcinki, więc w jednym wpisie będą :)
W pierwszą sobotę wyruszyłem strasznie późno, bo wahałem się do ostatniej chwili, ale nie ma co marudzić, tylko zrobić ten pierwszy krok :)
Zanim dostałem się w okolice Zbójnej Góry było po 17, więc czasu było mało, stąd od początku narzuciłem w miarę ostre tempo.
Poszedłem całkowicie na lekko, z rękami w kieszeniach, bez kijków, jedynie z GPS-em oraz lekką wiatrówką, najnowszym nabytkiem z promocji w Decathlonie.
I od razu: wędrowanie bez kijków się nie sprawdza, od tej pory zawsze będę brał. Wiatrówki nie użyłem, było za ciepło.
Ach i oczywiście, zapomniałbym o najważniejszym :) W nowych butach poszedłem! Tadam! A z butami to było tak:
Korzystając z rad Leśnej ---> Across the Wilderness --> postanowiłem zaopatrzyć się w Altra Lone Peak 3.5 i był to strzał w 10! Ach, jakie one są fajne :)
Jestem mega zadowolony i mam nadzieję, że posłużą długo. Dopiero, gdy założyłem szerokie Altry to poczułem, jak wąskie były Salomony! Amortyzacja również mi pasuje, także doskonały zakup mimo swojej ceny.
Na początek przeprawa przez budowaną obwodnicę, bo nie dojechałem idealnie w to samo miejsce (inny autobus jechał) i delikatnie ściąłem trasę. Szlak przebiega teraz przez budowę i ciekawe co będzie ze szlakami, jak wszystko wybudują, mam nadzieję, że PTTK na nowo wyznaczy niektóre odcinki.
Na szczęście odcinek budowy był krótki i po chwili już zagłębiłem się w las. I od razu inny świat, czuć już powoli jesień, w powietrzu moc aromatów i olejków. Kilka oddechów, szybki marsz i od razu jesteśmy w innym świecie.
Mazowieckie piachy po drodze
urokliwe jeziorko (Uroczysko Biały Ług)
można tam fajnie przenocować nad tym uroczyskiem
generalnie teren zróżnicowany
I absolutnie nikogo na szlaku. Niby niedaleko Warszawy, a spotkać kogoś na szlaku to cud.
Ludzie kiszą się w klatkach, a wystarczy tylko kilkadziesiąt minut i jest się w innej rzeczywistości, gdzie można odetchnąć pełną piersią i nabrać wigoru na cały tydzień.
No trudno, może moje wpisy kogoś do tego zachęcą :)
Brak kijków po drodze mi doskwierał, aż sobie laskę znalazłem do podpierania :)
Niestety, co dobre to się szybko kończy, za późno zacząłem, więc w Wiązownej już mnie dopadł zmrok, a koło 20.30 powinienem być w domu, także trzeba było szukać transportu. Podwózka do Starej Miłosnej (dzięki Paweł!), a potem ZTM i o 20.32 jestem z powrotem.
9 km szybkiego marszu i prawie 2h w lesie. Miło :)
Kolejny krótki etap w następną sobotę i także wyruszam dosyć późno, bo zanim dotarłem do Starej Miłosnej to już prawie 16, a gdzie jeszcze Wiązowna? Żeby tam dotrzeć miałem złapać autobus w Zakręcie, więc z buta pozwiedzałem Starą Miłosną, dobrze, że w miłym towarzystwie (dzięki Damian!) Na przystanku trzeba było czekać prawie godzinę, więc zacząłem łapać stopa. Zeszło ze 20 minut, ale w końcu ktoś się ulitował i po kilku minutach jazdy wysadzony na poboczu, gdzie wydawało mi się, że jest Wiązowna, zacząłem szukać szlaku.
I wiecie co? Po 200 metrach kręcenia trafiłem prawie idealnie, jak nigdy. Byłem naprawdę dumny :) Ominąłem miejski kawałek w Wiązownej, żeby od razu zanurzyć się w las.
I się zaczęło…
Szczenę zbierałem przez kilka minut z podłoża. Teren okazał się przepiękny, nie spodziewałem się, że coś podobnego można trafić kawałek za Wiązowną. I tak prawie do samego Emowa, co chwila musiałem robić zdjęcia, tak mi się podobało.
Jakbym przeniósł się do innego świata. Idzie się nad dopływem Świdra, a widoczki powalają.
Jak do tej pory to był najładniejszy odcinek Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej.
Tam musi być przepięknie w upalne lato, gdy dla ochłody można się zanurzyć w wodzie.
Po drodze mijamy Mazowieckiego Bartka
czyli dąb rosnący tam od 400 lat, kawał drzewa, nie ma co.
Niestety piękny kawałek szlaku kończy się za szybko i wychodzimy z lasu, a trasa dalej prowadzi wzdłuż ośrodka szkoleniowego ABW (chyba, tak przynajmniej wiem z książki Kozak o wampirach w ABW :) ).
Następnie mijam most na Świdrze (muszę nad ten Świder się kiedyś wybrać moim packraftem, jak go w końcu odpalę)
i dochodzę do Mlądza, gdzie zaczynam szukać już transportu ku domowi. Dzięki uprzejmości pewnej Pani, która podrzuciła mnie na PKP, zdążyłem na SKM-kę i o 20 już byłem w drodze do domu.
Polecam bardzo ten odcinek, bo po prostu wyrywa z butów :)
Piękne okolice! Też tam czasem wędrujemy. Szczególnie rzeczka Mienia jest urokliwa. Szkoda tylko, że z Bartkiem coraz gorzej no i obwodnica zmieni jednak otoczenie.
OdpowiedzUsuńA widzisz Dawid, nawet nie wiedziałem, jak ta rzeczka się nazywa :)
OdpowiedzUsuńA co tzn., że coraz gorzej? Usycha? To kicha, bo kawał dębu.
Ja tymi okolicami jestem urzeczony, mega fajnie, szkoda, że w sumie tylko parę kilometrów.
:)
OdpowiedzUsuń